Wakacje cz.10

Wakacje cz.10
UWAGA – Nie jest to opowiadanie mojego autorstwa, znalazlem je na innej stronie.

Czas wracac znad morza.
– Ostatni dzien sierpnia wlasnie zanurzyl sie w aksamitnej poscieli Baltyku by powiedziec swoim kojacym szumem: do widzenia moi drodzy, spotkajmy sie znowu za rok…
Slowa poplynely w eter zapraszajac sluchaczy do snu. Meski glos zamilkl na chwile i z glosników zaczela sie saczyc muzyka. Odchylil sie w fotelu i przymknal powieki. Koniec. Czas wracac do miasta, do szarosci dnia, do ciezkich tematów, czas wracac na stare smieci. Wyciagnal dlon i objal palcami kubek z parujaca substancja. Pociagnal szybko dwa lyki. Goraca – mruknal sam do siebie i usmiechnal sie w ciemnosci.

Nazajutrz tez bedzie dzien – sprzedawca w Koszalinie zamknal ostatnia gablote i tesknym spojrzeniem powiódl po calym sklepie. W tym samym czasie dj odkladal swoje plyty i dopijal ostatni lyk piwa.

– W TYM ROKU BYLO BARDZO GORACO.
– tak, to byl dobry sezon – wlasciciel lokalu spojrzal na swojego wspólnika i obaj sie usmiechneli. Niby byli szczesliwi a jednak w oczach odbiajala sie jakas pustka. Czy pieniadze mogly dac wszystko? Czy palace slonce, trunki, wygodne fotele byly w stanie ukoic to cos co rodzi sie w czlowieku i kaze mu patrzec hen za horyzont? Nie odpowiedzial zaden z nich. Tylko ciche westchniania, proste czynnosci i automatyczne ruchy. Ubogi swiat, a jakze pelen zagadek.
– umysl jest najwieksza z tajemnic – czy powiedzial to wtedy ten mlody chlopak wracajacy znad morza by zaraz za miesiac rozpoczac studia, czy moze ten pijany i slaniajacy sie na nogach mezczyzna, nie mialo to zupelnie znaczenia.
Nie mialo tez znaczenia to co sie wówczas stalo. Wsród wielu tragedii, wielu niezrozumialych posuniec jedno wiecej, czy mniej doprawdy nie stanowilo róznicy. Samochód zjechal naglym skretem w bok i uderzyl w drzewo. Nikt nie wyszedl z tego caly. Piec cial wyniesiono i ulozono na trawie. Nastepnie zakryto czarnymi workami. Przyjechal prokurator, lekarz sadowy, bylo mnóstwo policji. Nazajutrz gazety mialy sie rozpisywac o tragedii na Woli. Wsród rzeczy znalezionych podczas ogledzin zabezpieczono aparat fotograficzny, kamere wideo i kilka telefonów komórkowych. W kieszeni jednego z denatów znajdowaly sie czerwone, koronkowe stringi. Policjant zabezpieczajacy slady spojrzal na nie ze smutkiem i wlozyl do nylonowej torby.

Nastepnego dnia Wojtek dowiedzial sie o wszystkim. Zamknal sie w pokoju i glosno zaplakal. Minelo kilka godzin nim postanowil wyjsc na powietrze. Nie bardzo wiedzial, gdzie ma sie teraz udac. Czy byl to przypadek, czy jednak scisle wykonany plan, trudno bylo wywnioskowac, w kazdym badz razie spotkal w tym momencie Pawla. Spojrzeli na siebie, usmiechneli sie wymuszenie i podali dlonie. A wiec on wiedzial juz co sie stalo. Ruszyli przed siebie.
– czy oni juz?…
– tak, dzisiaj…
– chodzmy nad rzeke – Wojtek wskazal pakunek, znajdujacy sie w jego dloni.
Pawel od razu domyslil sie co to jest.
– Kupie zapalniczke.
I nie pytajac o nic podszedl do kiosku. Chwile pózniej zmierzali w kierunku Wisly. Udalo im sie znalezc mala kepe porosnieta karlowatymi drzewkami. Zaglebili sie tam i zaczeli lamac patyki. Niewielka kupka urosla przed nimi. Teraz Wojtek ostroznie odwinal papier i zaczal ukladac fotografie na malym stosiku.
Pierwsze plomyki ledwie lizaly male polanka. W tej ciszy przedwieczornej przygladali sie sobie jakby byli jedna osoba, jednym odbiciem w lustrze. Jak bracia zrodzeni z tej samej krwi dopelniali rytual oczyszczenia, pelni skupienia i trwogi. Zdawali sie klaniac przed tym co w górze, zawierajac na nowo przymierze z wszechmocnym i przecinajac tym gestem przeszlosc. Czy mogli sie jednak odgrodzic? Czy mogli postawic tame napierajacej fali?
Fotografia w koncu zaczela sie tlic. Nagie cialo spogladajace perwersyjnie kazda swa tkanka rodzilo niepokój. Instynkt nakazywal odwrócic wzrok, jednak przemozna sila fatum mówila cos zupelnie innego. Patrzyli jak w plomykach zwija sie jedno udo, patrzyli jak zajmuje sie piers uciskana przed piec palców.

– napijmy sie – Pawel wyjal butelke z kieszeni i podal Wojtkowi.
Ten przechylil ja i pociagnal lyka.
– teraz ty.
d**ga fotografia przedstawiala Krystyne z rozrzuconymi mocno udami.
Na trzeciej miala wypieta pupe.
Czwarta eksponowala jej wnetrze.

Wypili kolejna porcje. Stos powiekszal sie coraz bardziej. Teraz przyszla kolej na te mocniejsze fotki. Na tej byla brana od tylu, na tamtej w pozycji klasycznej, jeszcze inna ukazywala ja w pozycji na jezdzca.
Chlopcy czuli, ze po raz kolejny budzi sie bestia. Czuli to kazda komórka, kazdym westchnieniem i wciagnieciem powietrza w pluca. To jakby Woland, który materializuje sie obok. Stanal przy nich. Zamiast palic zaczeli ogladac. I chociaz zaden z nich nie wypowiedzial ani slowa to wszystko bylo znów jasne. Zgasili ogien. Teraz plonal w srodku, w ich wnetrzu. Wojtek podawal je Pawlowi, a ten na powrót koledze. Tu byla brana na dwa baty, na innym w kóleczku.
NA JESZCZE INNYM CALA POKRYTA SPERMA USMIECHALA SIE DO OBIEKTYWU.
– Chodzmy do ciebie – Wojtek zadecydowal w koncu.

Podniesli sie i ruszyli przed siebie. Godzine pózniej Andrzej otworzyl im drzwi. Spojrzal ze smutkiem na obu i nic nie mówiac przepuscil ich do srodka. Sam zniknal zaraz w swoim pokoju i zanurzyl glowe w dlonie. Nie mógl patrzec na siebie, nie mógl wymówic nawet slowa.
Krystyna tez byla smutna. Krzatala sie cicho po kuchni nie potrafiac odnalezc dla siebie miejsca. O dwudziestej d**giej zeszli sie wszyscy razem. Andrzej otworzyl barek i wyjal butelke wina. Zaczeli pic. O dwudziestej trzeciej Wojtek przysiadl sie do Krystyny i oparl glowe na jej ramieniu. Kobieta cichutko szepnela:
– chodzmy do sypialni…

Nikt nic nie powiedzial. Wojtek wstal, wzial ja za reke i znikneli za drzwiami. Andrzej z Pawlem pozostali na swoich miejscach. Otworzyli kolejny trunek. W tym czasie kobieta i jej mlody kochanek rozebrali sie szybko do naga i chcac zagluszyc swój smutek zaczeli sie kochac. Robili to bardzo namietnie, bardzo nerwowo jakby to ostatnie chwile w ich zyciu, jakby przed nimi znajdowala sie juz tylko przepasc. Andrzej z Pawlem wsluchiwali sie w dzwieki dochodzace zza sciany. Raz za razem unosili do góry puchary spelniajac toasty za kolejny jek, kolejne pchniecie, bedace ledwie chwila zapomnienia w okrutnym swiecie…

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir