Ben Esra telefonda seni bosaltmami ister misin?
Telefon Numaram: 00237 8000 92 32
Patriarchalne panstwo, czesc 1 – Rozdzial 1
Rodzinne dlugi
Dla rodziny Maleckich patriarchalne miasteczko, polozone u podnóza gór, bylo rajem niedoscignionym. Nie kazdy mógl tam zamieszkac, bylo niewielu, którzy mogli tam wejsc. Tamtejsi mieszkancy nie lubili obcych. Uwazali, ze chca od nich zawsze jednego z dwóch – albo cos im zabrac, albo cos im narzucic.
Patriarchalne miasteczko, które wielkoscia przypominalo sredniej wielkosci, polskie miasto, nosilo dzwieczna nazwe – Sewella. Funkcjonowalo jak odrebne panstwo, mialo swoje prawa, sady, polityke. Mialo tez swoja historie. Powstalo w wyniku trzeciej wojny swiatowej. Z poczatku bylo schronieniem dla rodzin wojskowych. Potem mialo na celu wychowac nowe, silne oddzialy gotowe do walki, majace szanse na zwyciestwo. Wojna sie skonczyla, swiat powstawal ze zgliszczy, wiele narodów placilo dlugi, które po sobie pozostawila, a Sewella przetrwala. Jej mieszkancy, tamtejsze wojenne dzieci, stworzyly na niej nowy lad i porzadek naznaczony dyscyplina, do której od malego byli przyzwyczajeni.
Mijaly lata, zawierane byly zwiazki, rodzily sie dzieci. Sewella jednak ciagle pozostawala zamknieta. Dzieki temu uniknela globalizacji, zadluzen jednych panstw, na rzecz bogacenia sie innych. Sami produkowali to z czego korzystali, sami budowali domy z wytworzonych przez siebie materialów. Mieli do dyspozycji uprawne pola, lasy, kamienie. Jak na takie warunki zycia kultura byli nader rozwinieta. Stawiali duzy nacisk na szkolnictwo i oczytanie. Mieli swiadomosc tego co znajduje sie za murami i fosa jaka ich oddzielala. Niektórzy z nich nawet mieli dostep do swiata zewnetrznego. Ludzie wysokiej rangi mogli podrózowac i zwiedzac. Koniecznym tez bylo wystepowanie na arenie miedzynarodowej polityki.
Sewella oferowala wiec swoim mieszkancom dach nad glowa, zatrudnienie, dzieciom darmowa edukacje. Nie bylo tam biedy, glodu, zimna. Nic dziwnego, ze zwykli, szarzy obywatele biedniejszych panstw za wszelka cene chcieli sie tam dostac. Tam mieli szanse normalnie zyc, a tu gdzie zyli obecnie, mogli tylko klepac biede az po sama smierc.
Problemem Sewelli byl jednak przyrost naturalny. We wczesniejszych latach rodzilo sie bardzo duzo chlopców, za to niewiele dziewczynek. Na dodatek patriarchalne miasteczko zezwalalo na zwiazki poligamiczne, ale tylko jednostronne. Mezczyzna, jako glowa rodziny, jesli tylko mial odpowiednie srodki i mozliwosci, to mógl posiadac wiecej niz jedna zone, mniej niz cztery. To wszystko sprawialo, ze mlodzi kawalerowie czesto nie mieli szans na malzenstwo, a i mezczyzni w sile wieku, którzy mogliby miec wiecej niz jedna zone, byli skazani tylko na te jedna, bo zadnej innej, niezameznej i w odpowiednim wieku nie bylo na horyzoncie.
Brak zon nie pomagal odpowiedniemu przyrostowi naturalnemu, wiec zamkniete panstwo zezwolilo na przywozenie kobiet z innych zakatków swiata. Co rok odwiedzane bylo inne panstwo, organizowane byly konkursy, przegladane szkoly. Szukano kobiet ladnych, smuklych, wysportowanych. Takich, które bylyby zdolne zarówno odpowiednio zaspokoic mezczyzne, jak i poradzic sobie z opieka nad domem, ogrodem i innymi pracami, które zmuszone bylyby wykonywac. Najwazniejszy jednak byl poglad, ze tylko zdrowa, silna i ladna kobieta urodzi zdrowe, silne i ladne dziecko.
W ten sposób Piotr, jeden z architektów patriarchalnego miasteczka, trafil na Anie. To spotkanie bylo zupelnym przypadkiem. Mezczyzna zmierzal wlasnie do pewnej szkoly, by poznac wyniki konkursu. Chcial zobaczyc nagrania, które udowodnilyby mu bystrosc, inteligencje i zwinnosc wybranych dziewczynek, ale takze ich posluszenstwo, odpowiednie maniery, grzecznosc, pokore. Zanim jednak dotarl do szkoly, to odwiedzil maly sklepik samoobslugowy, poszukujac w nim jakis gotowych kanapek i czegos do picia. Tam wlasnie byla Ania. Kupowala chleb, smarowidlo i pomidory, jednoczesnie chowajac pod kurtke dwa paczki, kilka batonów i mala paczke chipsów. Nie wydal jej, ale tez nic nie kupil. Nie chcial stracic jej z oczu. Dotarl za nia az pod kolorowy blok. Na lawce zobaczyl d**ga dziewczyne, niemal identyczna jak ta pierwsza.
– Czesc, zlodziejko – przywital sie, stajac dokladnie naprzeciw obydwóch.
Nie pierwszy raz widzial w swoim zyciu blizniaczki, ale te byly az do zludzenia podobne, niemal identyczne. Jednak kiedy patrzyl na te d**ga, to nie czul nic. Gdy patrzyl na Anie czul dokladnie to co siedem lat temu, gdy zobaczyl Sylwie, swoja pierwsza zone. Postanowil, ze bez niej nie odjedzie, ze dogada sie w rzadzacymi Sewella i nawet jesli dziewczyna nie wygrala konkursu i nie zostala wybrana przez specjalna rade, to on i tak zabierze ja z soba. Jednak jesli taki przypadek mialby miec miejsce, to musial najpierw porozmawiac z jej rodzicami, gdys Sewella nie porywala kobiet. Potrzebna byla zgoda rodziców lub opiekunów prawnych.
– Chcialbym pomówic z twoim ojcem – zwrócil sie do dziewczyny ponownie, pomimo ze ta nieprzerwanie go ignorowala.
– Ja pana zaprowadze – zgodzila sie na ochotniczke jej blizniaczka. – Chce pan ja wydac? – dopytywala, gdy weszli juz na waska klatke schodowa.
– Nie nawyklem do skarzenia. Wole sam wymierzac sprawiedliwosc. Jak ci na imie?
– Alicja, jej Ania.
– Ania, ladnie – stwierdzil, a Alicja poczula uklucie zazdrosci. Zawsze to ona byla ta grzeczna, ulozona, starajaca sie, a pomimo tego cala uwaga i tak byla skupiona wokól Ani, która, jej zdaniem, wcale na nia nie zaslugiwala.
– Widzisz Alu, chcialbym zabrac was dwie do mojego domu. Pochodze z Sewilli. Tam zyje sie lepiej, spokojniej, bez takiego stresu i pospiechu. Nie to co tutaj. Tam tez Ania nie musialaby krasc slodyczy. – Usmiechnal sie i zatrzymal przed drzwiami, przy których dziewczyna przystanela.
Alicja jednak zamiast od razu zastukac czy zadzwonic dzwonkiem, to najpierw zmierzyla rozmówce od stóp po czubek glowy. Wydawal jej sie ledwie przekroczyc trzydziestke. Jego zarost uwazala za seksowny, a budowe za taka w sam raz. Wiele nasluchala sie o tym jacy mezczyzni z Sewelli sa zbudowani, umiesnieni, wysportowani. W obliczu tych wszystkich plotek, on wydawal jej sie byc bardzo zwyczajny. Nawet ubiorem sie nieszczególnie wyróznial – bordowa bluza na zamek i dresowe, popielate spodnie.
Piotrek nie czul sie dziwnie z tym, ze go tak zlustrowala. Jednak mocno sie zniecierpliwil, postanowil sam zwinac dlon w piesc i zastukac.
Otworzyl mu mezczyzna, który choc wygladal na zmeczonego i nieco zaniedbanego, to jednak w jego oczach nie przekraczal czterdziestu lat. Za jego plecami dojrzal dwie dziewczynki, które prowadzily niemowle, trzymajac je za obydwie raczki. Nie umknelo mu rózowe ubranko najmlodszego dziecka.
Piotr zaczal od przedstawienia sie, a potem pochwalil:
– Ma pan piec córek. Blogoslawienstwo.
– Albo przeklenstwo, zalezy jak na to spojrzec. Tutaj praca tylko do kopalni, na produkcje i budowe. Trzeba sily. Dziewczynki nie maja tu przyszlosci.
– U nas wrecz przeciwnie – zauwazyl na glos. – U nas sa bardzo pozadane. Jak juz mówilem, pochodze z Sewelli i chcialbym sie z panem dogadac.
W pierwszej chwili ojciec dziewczynek – Zbigniew – sie ucieszyl. Sadzil, ze zdjecia jego prac dotarly do Sewelli i bedzie mial mozliwosc przeprowadzic sie tam wraz z cala rodzina. Kiedy uslyszal od Piotrka, ze ten jest architektem, byl juz niemal pewny, ze zostal doceniony i los jego rodziny sie odmieni. Szmit jednak szybko dodal, ze zauwazyl Anie i ze zamarzylo mu sie, by zostala jego zona. To panu Zbyszkowi nieszczególnie sie spodobalo. Blizniaczki mialy ledwie szesnascie lat. Sadzil, ze mialy jeszcze czas na zamazpójscie. W Sewelli jednak zdarzaly sie przypadki, gdy wydawano za maz nawet mlodsze, bo ledwie czternastoletnie dziewczyny.
Pan Zbyszek mial juz odmówic, bo choc Sewella byla niedoscignionym marzeniem jego i jego zony, szansa na przyszlosc dla jego dzieci, to slyszal jak traktuje sie tam kobiety. Oboje z malzonka ludzili sie, ze beda tam pracowac tyle ile potrzeba, by móc zamieszkac w innym kraju, miec na edukacje mlodszych dziewczynek i wystarczajaca ilosc pieniedzy, by starsze wydac za dobre partie. Nie chcieli tam zostawac na zawsze, bo nie chcieli z córek zrobic niewolnic na skinienie panów.
Jednak szansa jaka otrzymali panstwo Maleccy mogla sie juz nigdy wiecej nie powtórzyc i choc pan Zbyszek mial odmówic, to jego zona nie miala zamiaru przepuszczac takiej okazji. Irena zaprosila Piotra do srodka, do kuchni, do stolu w celu dogadania szczególów.
Szmit od razu powiedzial kobiecie, ze to jeszcze nic pewnego, ze Sewella wczesniej nie zezwalala na takie postepowanie, by mezczyzni wybierali sobie kobiety na ulicy. Wytlumaczyl, ze wczesniej zwykle odbywalo sie to tak, ze przywozonych bylo od kilku do nawet kilkudziesieciu kobiet rocznie, one zostawaly umieszczane w przypadkowych rodzinach, jako córki przyszywane, a potem, gdy juz nauczyly sie funkcjonowac w nowym spoleczenstwie i zaakceptowaly jego kulture, zwyczaje i zasady, to naturalna koleja rzeczy zostawaly wydawane za maz.
– Sewella dopusci wyjatek? – zainteresowala sie pani Irena, widzac juz jak zyciowa szansa jej i jej rodziny odplywa.
– To bardzo mozliwe. Wczesniej nikt o tym nie pomyslal, ale ja sadze, ze to nawet lepiej, gdy sprowadzi sie do nas mlodsze dziewczynki. Dzieci szybciej wszystko przyswajaja, a niezabierane z domów rodzinnych, tylko wychowujace sie przy biologicznych rodzicach nie traca tej wiezi. Nie ma tez co nawet wspominac o tym, ze dziewczynce lepiej zebrac lanie od ojca, nizeli od obcego mezczyzny, w którego domu ja umieszczono. – Podrapal sie w okolicy kacika oka i zamyslil. – Jestem pelen nadziei, ze psycholodzy mnie popra. Na dodatek pani maz jest dobrym glazurnikiem. Bylaby dla niego praca, a wy nie bylibyscie dla panstwa zadnym ciezarem, zwlaszcza, gdy z poczatku to ja moge zapewnic wam dach nad glowa, dopóki nie dorobicie sie wlasnego.
Irena zachwycona mowa Piotra sie zgodzila. Zbyszek ciagle byl sceptycznie nastawiony, ale nie zamierzal protestowac, zwlaszcza, ze toneli w dlugach i niedlugo mieli zaczac scigac ich komornicy. Oboje zgodnie postanowili poczekac na list z Sewelli, który Piotr obiecal do nich zaadresowac, gdy tylko sie czegos dowie.
Pozegnal sie i wyszedl. Udal do pobliskiej szkoly, gdzie obejrzal nagrania i choc zadna dziewczyna nie przypominala mu Ani i na zadna z nich nie mial ochoty, to musial przyznac, ze na zony sie nadawaly. Umialy gotowac, sprawnie sprzatac, wykonac sto poprawnych przysiadów i zadna z nich nie odzywala sie dopóki nie zostala o cos zapytana. Nie byl az za taka dyscyplina, jesli chodzilo o mowe to jego zona miala swobode, dopóki nie podnosila glosu i nikogo tym nie obrazala. No chyba, ze mu z czyms podpadla, to wtedy nakazywal jej milczec. Wiedzial jednak, ze ludzie sa rózni i to na calym swiecie. Podobnie bylo w Sewelli. Wszyscy przyjmowali podobne zasady, ale jednoczesnie róznili sie charakterem, wymaganiami, stopniem surowosci.
– Prosze nakazac rodzicom przygotowac dziewczyny na jutrzejszy wyjazd. Niech nie biora duzo rzeczy, bo nie mam az tyle miejsca w samochodzie.
– Pan sam po nie przyjedzie? – zdziwila sie starsza, siwiejaca pani w okularach.
– Wlasciwie to juz przyjechalem. Przespie sie w pobliskim hotelu i jutro mozemy wyjechac. To niedaleka podróz. W dalsza lub gdy jedzie sie po wiecej kobiet, wysyla sie tez wieksza ekipe. Jednak bez obaw, poradze sobie.
Jesli ktos ma ochote przeczytac kolejne rozdzialy i pozostale czesci, to serdecznie zapraszam na priv.
Przy okazji dodam, ze przyda mi sie wasza opinia, dlatego smialo komentujcie.